Flags of New York City. Poziomy trójkolorowy niebieski, biały i pomarańczowy ze zmodyfikowaną niebieską wersją Pieczęci Nowego Jorku pośrodku. Flaga rozwinęła się i powiewała, zamontowana na podwórzu parku miejskiego. Do Flaga Nowego Jorku zawierać flagę Nowym Jorku , odpowiednie flagi w gminach o The Bronx , Brooklyn , Manhattan
Pamiętacie moją relację z wystawy "Fotoplastikon Warszawski. Lubię to!", która to miała miejsce w listopadzie zeszłego roku? Opisywałem wtedy co, gdzie, jak i kiedy... Wtedy była to moja własna relacja na ten temat. Niedawno, w pierwszym numerze kwartalnika "Stereoscopy", będacego informatorem Międzynarodowego Stowarzyszenia Stereoskopowego (ISU) znalazł się artykuł Andrew Lauren’a, z dokładnym sprawozdaniem w wystawy. Andrew przyleciał specjalnie na dwa dni z Nowego Jorku, by odwiedzić Warszawski Fotoplastikon i zobaczyć wystawę. Oto co napisał:Fotoplastikon Warszawski. Niespodziewana podróż. Moja wycieczka do Warszawskiego Fotoplastikonu. Andrew Lauren, Port Washington, Nowy Jork, Stany Zjednoczone. Warszawski Fotoplastikon to rodzaj stereoskopowego teatru. Jest to duże, drewniane, owalne urządzenie, o wysokości 2,3m i średnicy 3,7 m. Ma 24 stanowiska wizyjne, każde wykonane z drewnianego, pionowego panelu, z którego wystają mosiężne okulary. Przed każdym stanowiskiem wizyjnym znajduje się krzesło. 48 stereoskopowych przeźroczy obraca się automatycznie w fotoplastikonie. Każde przeźrocze można oglądać przez 14 sekund. A potem przesuwa się ono z prawej do lewej, w kierunku następnego stanowiska wizyjnego. Za jednym razem można obejrzeć 24 przeźrocza. Pozostałe 24 stereogramy są umiejscowione między stanowiskami wizyjnymi. Osoba siedząca przy stanowisku wizyjnym obejrzy wszystkie 48 przeźroczy w ciągu 11 minut. Każde przeźrocze jest podświetlone od tyłu. Fotoplastikon Warszawski działa w tym samym miejscu od 1908 roku i jest najstarszym działającym fotoplastikonem w Europie. „Fotoplastikon” nie jest polskim słowem. Stanowi złożenie dwóch greckich słów: foto – światło i plastikos – rzeźbiarski. Tak więc, fotoplastikon to urządzenie zamieniające 2-D zdjęcie w obraz trójwymiarowy. Warszawski Fotoplastikon przypomina słynną Kaiserpanoramę ( Panoramę Cesarską). Ale nią nie jest. Fotoplastikon Warszawski ma 24 stanowiska wizyjne, a Panorama – 25. Są jeszcze inne różnice. Fotoplastikon to ogólne określenie, opisujące jakiekolwiek urządzenie pozwalające na oglądanie więcej niż jednego stereogramu. Może to być urządzenie dla publiczności, takie jak w Warszawie – z wieloma stanowiskami wizyjnymi. Może też być urządzeniem do użytku osobistego z jednym wizjerem. Panorama Cesarska jest czymś bardziej specyficznym: stereoskopowym teatrem, opatentowanym w 1890 przez Augusta Fuhrmanna. U szczytu popularności, w Europie działała sieć ponad 250 takich teatrów. Niestety, wynalazek kina doprowadził do upadku Kaiserpanoramy. Fotoplastykon warszawski nie był częścią tej sieci. Obecnie, Fotoplastikon Warszawski posiada ok. 7000 przeźroczy. Idąc Alejami Jerozolimskimi spojrzałem na Pałac Kultury i Nauki. Całkowicie dominuje nad krajobrazem. Stoi samotnie, swoim rozmiarem roztaczając aurę niepokonanej świetności. Zatrzymuję się na chwilę, aby wchłonąć jego wspaniałość. Po chwili ruszam dalej. Tego listopadowego, zimnego poranka czeka na mnie inne miejsce. Celem mojej wycieczki jest Fotoplastykon Warszawski. Wycieczki, której przygotowanie trwało 2 lata i wymagało ode mnie nocnego lot z Nowego Jorku do Warszawy. Owa niespodziewana podróż zaczęła się w styczniu 2017 od internetowej pogawędki z Tomaszem Bielawskim. Tomasz opowiedział mi o swoim projekcie wystawy w ponad 100-letnim Warszawskim Fotoplastikonie. Tytuł wystawy miał brzmieć „Fotoplastikon – Lubię to!” Tytuł miał nawiązywać do sposobu w jaki współczesna kultura okazuje aprobatę w mediach społecznościowych. Wystawa miałaby pokazać, że stereoskopia nie jest uroczą osobliwością z przeszłości. Tomasz zamierzał zebrać 48 stereogramów od 48 fotografów z całego świata, publikujących swoje stereogramy na Fecebooku. „Lubię to” w tytule wystawy nawiązuje do faktu, że funkcja ‘polub ’ to dla użytkownika Facebooka najczęstszy sposób wyrażenia aprobaty dla postu innego użytkownika. Tomasz i ja przedyskutowaliśmy, który stereogram byłby moim wkładem w wystawę. Zdecydowaliśmy, że najlepszym wyborem będzie mój stereogram „Pływającego mola” Christo. Tomasz zapytał mnie także o innych znajomych fotografów, którzy byliby chętni do wzięcia udziału w wystawie. Podałem mu kilka nazwisk. Tomasz przewidywał, że wystawa zostanie otwarta za kilka miesięcy (w 2017). No cóż, okazało się to nie takie proste. Przez półtora roku kontaktowałem się z Tomaszem, pytając: Czy już? I za każdym razem Tomasz opowiadał o kolejnych opóźnieniach. 2017…. Zaczął się i się skończył…. Wystawy nie było. 2018 …zaczął się i wydawało się , że wystawa także się nie odbędzie. Aż tu nagle, Tomasz napisał, że wystawa zostanie otwarta za 16 dni i będzie trwać tylko 2 tygodnie , od 14 listopada do 1 grudnia. Mój podziw dla Tomasza poszybował w górę! To jego pasja i determinacja powołała wystawę do istnienia. Musiałem to zobaczyć! Jak mógłbym nie obejrzeć mojego własnego stereogramu w tym unikatowym i oryginalnym miejscu! Przecież nie będzie drugiej takiej szansy! Ale od chęci zrobienia czegoś do urzeczywistnienia tego, daleka droga. Miałem bardzo mało czasu i mnóstwa skomplikowanych działań logistycznych. Ale , w końcu udało mi się znaleźć sposób. 15 listopada wszedłem na pokład nocnego samolotu z Nowego Jorku do Oslo, gdzie przez 8 godzin musiałem poczekać na połączenie z Warszawą. Ale nie ma tego złego – miałem czas na obejrzenie chociaż fragmentu miasta. W Warszawie wylądowałem późnym wieczorem 16 listopada. Na zobaczenie wystawy i kilku miejsc w Warszawie miałem tylko sobotę. W niedzielę w południe wylatywałem do Nowego Jorku. Było to jedyne takie doświadczenie w moim życiu, a ten wyjątkowo krótki (w porównaniu z innymi podróżami) pobyt w Warszawie tylko wzmagał moje podniecenie. Idąc Alejami Jerozolimskimi w zimny, sobotni poranek, naprawdę nie miałem pojęcia co zobaczę. Oczywiście widziałem zdjęcia Warszawskiego Fotoplastikonu i Kaiserpanoramy. Wiedziałem też, że Tomasz zorganizował spotkanie z kilkoma członkami polskiej grupy stereoskopowej. Zorganizował także przyjęcie na otwarcie wystawy. Zastanawiałem się jak się dogadamy, bo przecież w ogóle nie mówię po polsku. Ale Tomasz zapewnił mnie, że jeden z członków grupy, Borys Wasiuk, mówi płynnie po angielsku. On będzie moim tłumaczem. Byłem bardzo wdzięczny Tomaszowi za jego wspaniałą gościnność. Spotkaliśmy się w Fotoplastikonie w Alejach Jerozolimskich 51. Tomasz, Syaiful Bahri i Borys Wasiuk już na mnie czekali. Wreszcie mogłem ich spotkać osobiście! Do tej pory kontaktowaliśmy się przez Internet, wymieniając maile albo wysyłając sms-y. Gdy się witaliśmy, zauważyłem na wejściu budynku plakat reklamujący wystawę. Co więcej, na fasadzie budynku, obok plakatu umieszczono stereoskop. Niestety, wilgotne powietrze dostało się do wizjera, obiektyw był zaparowany, więc nie mogłem zobaczyć zdjęcia. W końcu nadszedł czas, żeby zobaczyć fotoplastikon. Przeszliśmy przez bardzo ciężką bramę i znaleźliśmy się na owalnym dziedzińcu otoczonym kilkupiętrową kamienicą. Po drugiej stronie dziedzińca znajdował się jeszcze jeden drogowskaz do Fotoplastykonu i wejście do celu mojej wycieczki. Minęliśmy korytarz i weszliśmy do małego, zaciemnionego pokoju z fotoplastikonem i krzesłami przed każdym stanowiskiem wizyjnym. Nareszcie! Stałem przed historycznym urządzeniem, o zobaczeniu którego marzyłem od dwóch lat i do którego podróżowałem z drugiego końca świata! Mieliśmy go tylko dla siebie! Szybko usiedliśmy na krzesłach żeby zacząć oglądanie. Raz usiadłszy, wszystko co musiałem zrobić, to pochylić się w stronę mosiężnych okularów. Nad stereoskopem były umieszczone karty z tytułem każdej fotografii. Przesuwały się one razem ze stereoparami. Każda karta była w dwóch językach: polskim i angielskim i zawierała tytuł stereogramu, nazwisko, miasto i kraj pochodzenia fotografa. Pod wizjerem dookoła fotoplastykonu była półka na której można było oprzeć ręce. Czułem się jak dzieciak w sklepie z cukierkami! Tak bardzo chciałem zanurzyć się w tym przeżyciu i obejrzeć przeźrocza wystawy. Oczywiście, najbardziej emocjonującym momentem będzie zobaczenie mojego własnego stereogramu! Usiadłem na moim stanowisku. Spojrzałem na prawo i lewo na inne okulary, zastanawiając się gdzie jest mój stereogram. Czy zobaczę go od razu, jak tylko popatrzę w wizjer na moim stanowisku? Pochyliłem się, drżąc z podniecenia. Popatrzyłem w wizjer i wszystkie myśli o zobaczeniu mojego własnego stereogramu odleciały gdzieś pod nasadę czaszki ( no, może nie zupełnie wszystkie) bo patrzyłem na przesuwające się przed moimi oczami cuda fotografii stereoskopowej. Słychać było delikatny terkot, kiedy wewnętrzna maszyneria fotoplastikonu przesuwała przeźrocza z prawej do lewej. Borys usiadł po mojej lewej stronie. Rozmawialiśmy o oglądanych stereogramach i fotoplastikonie. Podczas naszej rozmowy uświadomiłem sobie, że kształt fotoplastikonu prowokuje towarzyskie interakcje w sposób w jaki nowoczesna rozrywka, np. kino, gry tego nie robią. Szybko przyzwyczaiłem się najpierw czytać tytuły, a dopiero potem patrzeć w wizjer. Reklama wystawy na Facebooku wymienia wszystkich fotografów , którzy nadesłali swoje stereogramy. Znałem wielu z nich osobiście, ale nie wiedziałem które stereogramy były ich. Kiedy karty z tytułami i nazwiskami fotografów pojawiały się na moim stanowisku, z niecierpliwością pochylałem się aby zobaczyć ich prace. Czułem się dumny oglądając wytwory talentu moich przyjaciół. Niektórych nazwisk w ogóle nie znałem i kiedy patrzyłem na nie, czułem ten specyficzny dreszczyk emocji, bo przecież ja także byłem częścią większej, międzynarodowej społeczności talentów twórczych. Szczególne wrażenie wywarły na mnie prace polskiej grupy stereoskopowej. Poza Tomaszem Bielawskim i Syaifulem Bahri, nie znałem ani tych ludzi, ani ich prac. Jednakże po zapoznaniu się z ich stereogramami postanowiłem śledzić ich aktywność twórczą. Jeden przepiękny stereogram ukazywał las i wlewające się w niego światło. Słyszałem, że efekt ten nazywa się „światłem Boga”. Była to praca nieżyjącego już niestety Faramarza Ghahremanifara. Byłem zachwycony faktem, że tak twórczy talent pokazano na wystawie. Nagle zapytano mnie czy chciałbym wejść do środka fotoplastikonu i zobaczyć mechanizm przesuwający przeźrocza. Oczywiście chciałem! Ale jak? Pod półką okalającą urządzenie wisiała tkanina. Po podniesieniu płótna ukazały się drzwi, przez które można się przeczołgać do środka. Natychmiast padłem na kolana i na czworakach przelazłem z półmroku zewnętrza fotoplastykonu do jego jasno oświetlonego wnętrza. Wkrótce dołączyli do mnie Tomasz, Syaiful i Borys. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że w środku wcale nie było gorąco, chociaż paliło się mnóstwo żarówek. Wytłumaczono mi, że zastosowano energooszczędne żarówki. A jakże! Dotknąłem! Rzeczywiście chłodne! Bardzo mnie interesowało w jaki sposób przeźrocza obracają się dookoła fotoplastykonu. Otóż prąd dostarczany do fotoplastykonu napędza stary silnik od pralki! Silnik obraca pionowo ustawione koło, do którego jest przymocowany rodzaj ramienia. Kiedy ramię osiąga pozycje na dotyka dźwigni, podnosi ją, wprawia w ruch fotoplastykon i przesuwa slajdy na wyznaczone miejsce. Zanim ramię osiągnie pozycję na mija dźwignię, która opada i kończy przesuwanie slajdów. Slajdy pozostają na każdym stanowisku przez 14 sekund, a potem przesuwają się dalej. Pierwotnym źródłem prądu w fotoplastykonie był mechanizm zegarowy z ciężarami i pozwalał urządzeniu działać przez 3 godziny. Gdy skończyliśmy, przeczołgaliśmy się z powrotem na zewnątrz i poszliśmy do sąsiedniego pomieszczenia na wernisaż. Tam spotkałem resztę grupy. Wreszcie mogliśmy porozmawiać i lepiej się poznać. Na wernisaż przychodziło coraz więcej ludzi. Chętnie odpowiadaliśmy na pytania dotyczące wystawy i fotografii stereoskopowej. Bardzo miłym dla mnie momentem było przybycie małżeństwa z dwójką dzieci. Dzieciaki były naprawdę zainteresowane sposobem w jaki powstawały zdjęcia, więc kucnąłem i pokazałem im swój tandem stereoskopowy. Pozwoliłem im zrobić zdjęcie, żeby zobaczyły jak to działa. Były absolutnie zafascynowane! Byłoby cudownie, gdyby wystawa zainspirowała ludzi, szczególnie młode pokolenie, do zajęcia się fotografią stereoskopową. Wróciłem do pomieszczenia z fotoplastikonem. Wiele stanowisk było zajętych przez nowo przybyłych gości. Przez kilka minut chodziłem dookoła fotoplastikonu i dzieliłem się z nimi ich zachwytem. Znalazłem wolne miejsce. Usiadłem, i ponownie slajdy przeniosły mnie do cudownych, odległych miejsc. Kolejne, wspaniałe przeźrocza przesuwały się przed moimi oczami. Nagle pojawił się obraz słonecznego, letniego dnia nad włoskim jeziorem! Znałem ten obraz bardzo dobrze! Wreszcie mogłem zobaczyć mój własny wkład w wystawę! Ale nie dane mi było długo cieszyć się tym widokiem. Zbyt szybko usłyszałem terkotanie maszynerii fotoplastikonu. Moje zdjęcie dołączyło do parady innych stereogramów, oglądanych przez następną osobę, i następną, i następną i następną….. . Około południa przyszedł czas pożegnać się i ruszyć w swoja stronę. Wyraziliśmy nadzieję na spotkanie w Lubece na konferencji ISU w 2019. Wyszedłem z muzeum razem z Borysem. Na pasku aparatu miałem odznakę mojej grupy stereoskopowej: The New York Sterescopic Association. Podarowałem ją Borysowi na pamiątkę tego szczególnego dnia. Pomyślałem sobie, że ten prosty gest będzie wspaniałą kodą zamykającą dwuletnie marzenia Tomasza, aby pokazać w warszawskim fotoplastykonie fotografie stereoskopowe z całego świata. Po obejrzeniu tak wielu pięknych stereogramów, poczułem się zainspirowany do stworzenia nowych w tym krótkim czasie jaki mi jeszcze pozostał w Warszawie. Spojrzałem na drugą stronę ulicy na Pałac Kultury i Nauki. W niewielkiej odległości ode mnie sterczała także gitara reklamująca Hard Rock Cafe. Oho! Poczułem twórczy potencjał połączenia tych dwóch symboli. Wraz z innymi pieszymi przeszedłem przez ulicę i zacząłem fotografować. Stereoscopy nr 1 2019 Artykuł Andrew Lauren'a Serdeczne dziękuję pani Bercie Chojnowskiej i Ewie Pyrczak za przetłumaczenie artykułu.
Metro Nowy Jork. Bilet za przejazd kosztuje 2.75 $. 7-Day Unlimited Pass kosztuje 32 $ i uprawnia do nielimitowanej liczby przejazdów metrem oraz autobusami MTA przez 7 dni w tygodniu. Co więcej, dzięki 7-Day Unlimited Pass, można bez opłat dodatkowych korzystać z kolejki linowej Roosevelt Island Tramway.
"Elvis" Baza Luhrmanna to kiepski film, który jednak świetnie się ogląda. Austin Butler w głównej roli sprawia, że ikona sprzed lat znów ma na ekranie pazur Dojrzały, doświadczony przez życie bohater "Księgarni w Paryżu" ucieka przed rzeczywistością w świat książek. A może dopiero w nim jest sobą? Z pewnością propozycja Serio Castellitto jest szlachetną baśnią Nadava Lapida w "Kolanie Ahed" gubi zaś własne ego. Film o kulturze na uwięzi prawicowych rządów zmienia się w narcystyczny (auto?)portret reżysera Francuz, Jacques Audiard, decyduje się zaś odwrócić kamerę od siebie i przygląda się codzienności ludzi wchodzących w dorosłość w dzisiejszym Paryżu Więcej takich wywiadów znajdziesz na stronie głównej Onetu Biodra Elvisa Kadr z filmu "Elvis" Może to najgłośniejsza premiera tego roku? Na ostatnim festiwalu w Cannes pokaz "Top Gun: Maverick" z towarzyszącym mu przelotem myśliwców nad Lazurowym Wybrzeżem oraz właśnie "Elvis" z imprezą na pół Croisette przypominały, że Hollywood budzi się z pandemicznego snu. Z hukiem. "Top Gun: Maverick": w starym, dobrym stylu [RECENZJA] Miejmy to z głowy: Baz Luhrmann zrobił niedobry film. Scenariusz jest tu niemal prostacki: stary agent muzyka, pułkownik Tom Parker, opowiada z offu jego życiorys. Dialogi często okazują się banalne, struktura zachwiana. W absurdalnie rozwleczonym filmie Elvis mozolnie wdrapuje się na szczyt, podczas gdy obraz ostatnich dwóch dekad jego życia sprawia wrażenie, jakby ktoś z poglądem przewijał naprzód kasetę VHS. Kontrowersje budzi rola Toma Hanksa jako Parkera. Całość zachodnia prasa określa przymiotnikami deliryczny, pogmatwany, nieciekawy. Ale cholera, warto to obejrzeć. Baz Luhrmann kocha show, glamour i splendor. Potrafi zrobić ujęcie tyleż tandetne, co fascynujące. Nie jest zaskoczeniem, że świetnie reżyseruje występy piosenkarza. Ale też pokazuje, dlaczego Elvis wywoływał tak skrajne emocje. Przywraca mu pazur. Z jednej strony siła, której w śniącym swój amerykański sen społeczeństwie lat 50. miało nie być: seksualność. Z drugiej kwestia jeszcze bardziej kłopotliwa: rasa. "Biały chłopak o czarnych biodrach" — pisali o piosenkarzu z Memphis komentatorzy. Jego muzyka miała niebezpieczną energię łaknących równości Afroamerykanów. Luhrmann nie potrzebuje wielu piosenek, aby pokazać ewolucję Presleya. Woli śledzić te same kawałki, które na ekranie zmieniają swoje znaczenie. Mały Elvis w czarnej dzielnicy Memphis widzi, jak facet gra "Hound Dog" na zdezelowanej gitarze w drewnianym baraku, a w każdej nucie zawarty jest tu jego krzyk wolności. Muzyk przeniesie ten numer do tanbcbud, knajp typu diners, a po kilku dekadach w barokowej aranżacji na scenę hotelu International w Las Vegas. Za każdym razem zabrzmi on zupełnie inaczej. Bo także o tym jest Elvis: o narodzinach nowoczesnego muzycznego biznesu, bezlitosnej monetyzacji cudzego talentu, komercjalizacji buntu kilku pokoleń. Cóż, Luhrmann nie lubi wąskich wachlarzy — ani tematów, ani filmowych środków. Więc robi ten swój epicki spektakl i przypomina, że każdy ma w sobie dziecko, które przestraszy się wjazdu pociągu na stację La Ciotat. Nawet krytyk. "Elvis", reż. Baza Luhrmann, Warner Bros Świat w starym stylu Charakterystyczne: Nowy Jork miał swój sklep z tytoniem z "Dymu" i "Brooklyn Boogie". Snobistyczna Europa wybiera księgarnię. Ale schemat pozostaje podobny. Tytułową "Księgarnię w Paryżu" prowadzi dojrzały Włoch, który przyjechał do Francji, gdy jego życie się rozpadło. To miejsce, w którym drzwi się nie zamykają. Facet z kawiarni obok codziennie przychodzi tu z kawą i croissantem, młody ksiądz szuka lektur na podróże z partnerem, w witrynę zagląda kwiaciarka z sąsiedztwa. Starszy profesor regularnie podkrada książki, a właściciel udaje, że nie widzi. W końcu zaczyna tam przychodzić jeszcze jedna osoba, która stanie się ważna w tej opowieści: aktorka okolicznego teatru. Działały na niego silniej niż narkotyki. Witkacy słynął z licznych kochanek Foto: Materiały prasowe Kadr z filmu "Księgarnia w Paryżu" Sergio Castellitto jednak nie tylko zasypuje widza bon motami (choć niektóre bawią: kiedy księgarz słyszy, że klient "szuka książki o starym facecie, który zgrywa intelektualistę, a naprawdę jest tylko napalony na tabuny kobiet", odpowiada: "Ma pan duży wybór: Victor Hugo, Simenon, Bukowski, Philip Roth. A to początek"). To opowieść o wychodzeniu z życiowego impasu. Bohater opiekuje się córką sparaliżowaną i straumatyzowaną po wypadku na basenie. Oboje zamknęli się we własnym świecie. Włoski reżyser i aktor nie udaje, że jego film jest czymś więcej, niż uroczą baśnią. Chyba wie również, że ten intelektualno-paryski świat w starym stylu wypada pretensjonalnie. Ale czasem i takie historie okazują się nam potrzebne, aby w biegu złapać trochę oddechu. "Księgarnia w Paryżu", reż. Sergio Castellitto, Aurora Films Bloki Paryża Prawdziwy natomiast jest Paryż Jacquesa Audiarda. W "Paryżu, 13. dzielnicy" ekranizacji komiksu "Śmiech i śmierć" Adriana Tomine’a, właściwie nie ma fabuły. Są młodzi bohaterowie, którzy wśród wieżowców z tytułowej części miasta wchodzą w dorosłe życie. Studiują, łapią się dorywczych zajęć, mierzą z odmiennymi uczuciami. Jedna dziewczyna miała tylko sypiać ze współlokatorem, ale zakochuje się w nim. Chłopak próbuje odnaleźć się w nowej pracy. Pracownica biura nieruchomości wpada w fascynację kobietą poznaną przez seks-kamerę. Ot, wszystko się jakoś toczy. Foto: Materiały prasowe Kadr z filmu "Paryż, 13. dzielnica" Charakterystyczne czarno-białe zdjęcia jeszcze mocniej nadają tej historii uniwersalizmu. 70-letniemu Audiardowi udaje się stworzyć wiarygodny portret współczesnych młodych ludzi. Imponuje tu tolerancja, jaką mają wobec siebie nawzajem, swoich uczuć, odmiennych pomysłów na życie. Związki często im się rozpadają, ale zostają przyjaźnie i bliskość. Nie trzeba nikomu udowadniać, że płeć i seksualność są płynne. Choć przecież takie życie też ma swoją cenę: niestabilności i niepewności jutra. Reżyser rezygnuje ze zbędnych komentarzy. Po ostrych społecznych filmach proponuje po prostu refleksyjną balladę na cześć codzienności. "Paryż, 13 dzielnica", reż. Jacques Audiard, Gutek Film Pustynia Izraela "Kolano Ahed" jest chyba wypadkiem przy pracy. Laureat Złotego Niedźwiedzia za "Synonimy" zrobił wsobny i narcystyczny film, który pachnie toksyczną męskością. Ahed Tamimi pochodzi z palestyńskiej wsi Nabił Saleh. Kiedy miała szesnaście lat, w czasie demonstracji przed jej domem doszło do zamieszek między izraelskim wojskiem a protestującymi. Dziewczyna wdała się w sprzeczkę z uzbrojonym żołnierzem, uderzyła go kilka razy. Nagranie incydentu trafiło do sieci. Dwa dni później została aresztowana, a nacjonalistyczny poseł Bezalel Smotrich publicznie nawoływał do przestrzenia jej kolana. Nadav Lapid wraca do tej historii w filmie regularnie, sięga po nagrania archiwalne. Tyle tylko, że sprawa tak naprawdę niewiele ma wspólnego z resztą fabuły. Ta bowiem rozgrywa się w prowincjonalnym izraelskim domu kultury, gdzie na spotkanie z widzami przyjeżdża słynny reżyser. Wita go pracownica ministerstwa kultury. Najpierw panuje między nimi seksualne napięcie. Później artysta pastwi się nad dziewczyną, bo poprosiła go o podpisanie wymaganego przez ministerstwo papieru, że poruszą tematy związane z filmem. Cenzura? Może. Prawicowe władze, które próbują opleść wszystkich mackami swojej wizji świata? Tak. Ale i kobieta świadoma, że tylko idąc na kompromisy może sprawić, że cokolwiek wydarzy się w mieście pośrodku pustyni. I tylko zapatrzony w siebie, naiwny artysta myli prowokację z przemocą wobec ludzi, którzy jego zdaniem znajdują się niżej w hierarchii. "Kolano Ahed", reż. Nadav Lapid, SNH Dziura w ścianie Cóż, na upartego można by nawet uznać, że "Room 203" ma pierwiastek feministyczny. W rzeczywistości pozostaje uroczym w swojej nieporadności horrorem klasy B. Dwie dziewczyny przyjeżdżają do miasta studiować. W mieszkaniu jednak jest dziura w ścianie. Już wcześniej wywoływała ona zjawiska nadprzyrodzone. I nie zamierza przestać. Jeden kadr wystarczy, by przerazić. "Serce może tego nie wytrzymać" Ben Jagger stosuje całą feerię horrorowych zabiegów z lat 80. Jego propozycja nie ma nic wspólnego z czasami Jordana Peele’a czy Julii Ducournau. Raczej od razu trafi na pokazy złych filmów. Zagadka z przeszłości jest tu płaska, płytka i oczywista. Ale może właśnie dlatego znajdzie swoich fanów? Ben Jagger ściąga fanów kina grozy do czasów, gdy ten gatunek przynależał do rozrywek jarmarcznych. A jednocześnie na swój sposób broni kobiety. A nuż ta prostota okaże się atrakcyjna? "Room 203", Ben Jagger, Best Film (asr)
Czteroodcinkowy mini-serial "Unorthodox" pojawił się na Netflixie akurat w czasie, w którym wszyscy czujemy się jak więźniowie. Mniej jednak niż 19-letnia Żydówka z chasydzkiej społeczności, bohaterka opowieści, która – w czasach nam współczesnych – ucieka z Nowego Jorku do Berlina. Ten enigmatyczny opis może wywołać
Richard Sadler przez wiele lat fotografował ulice Nowego Jorku, dzięki czemu powstała zaskakująca seria czarno-białych zdjęć przedstawiająca Nowy Jork i jego społeczeństwo na przestrzeni kolejnych dekad. Lata 1977 – 2001 zdecydowanie były tymi, które można określić złotymi, dla NYC. Sadler w 1977 dostał w prezencie aparat Leica i tak zaczęła się jego przygoda z fotografią. Najpierw fotografował głównie ulice swojego rodzinnego Bostonu, a trzy lata później przeniósł się na dobre do Nowego Jorku i rozpoczął uwiecznianie w kadrach jego ducha. Wszystkie fotografie zostały wydane w postaci albumu Eyes of the City, a część z nich możecie podziwiać na Instagramie fotografa. Zobacz także: Społeczeństwo z perspektywy nowojorskiego metra w latach 80.
W Pani przypadku oznacza to, że jeżeli nawet Pani informuje męża, że Pani ma zamiar wyjechać z córką do Polski na stałe, mąż może złożyć podanie w sądzie rodzinnym lub Supreme Court, aby zakazać wyjazdu z tego stanu z dzieckiem. Jeżeli Pani by wyjechała z Nowego Jorku z córką do Polski bez zgody męża lub sądu, wtedy Pani
Panorama Nowego Jorku z Transmitter Park w Greenpoint, Brooklyn, licencja: shutterstock/By Felix Lipov; W Nowym Jorku działa wiele polskich organizacji i instytutów, takich jak Fundacja Paderewskiego, Instytut Józefa Piłsudskiego, Fundacja Kościuszkowska, Polski Instytut Kulturalny, Polski Instytut Naukowy czy Liga Polska w Ameryce.
- Иφιፆኗψω ረնοψያπուт
- Αги цеሿ бጏбрէ
- Ξевсоյεፈен д ኞатвε
zapytał (a) 10.12.2012 o 19:16. Pilne! Potrzeby mi opis obrazu Rainera Fettinga Dzieciaki z Nowego Jorku Karta pracy z woku do liceum. 2 oceny | na tak 100%. 2. 0.
. 372 62 339 377 299 466 119 61
kiedy powstał obraz dzieciaki z nowego jorku